3 rzeczy o sesji ślubnej czy narzeczeńskiej, które w dobie koronawirusa warto wiedzieć.

Czy warto?
Zanim odpowiem na to pytanie pozwólcie, że w paru słowach odniosę się do aktualnej sytuacji. W tych trudnych i dziwnych czasach żyjemy problemami, które do niedawna były czystą spekulacją. Dziś się przede wszystkim obawiamy. Dziś mało kto planuje. Mało kto planuje bez obaw. O ile w ogóle planuje. Koronawirus nagle zmienił świat i bezlitośnie pokrzyżował plany wszystkim. Jedyną pewną rzeczą jest niepewność. Branża ślubna została, tak jak inne, brutalnie wyhamowana.
Czy to oznacza, że nikt już nie będzie myślał o ślubie? Oczywiście nie! Ale, póki co, siedzimy w domach i popadamy w nudę. Jak już wszystko wysprzątamy, przeczytamy wszystkie książki, które mamy możemy zacząć planować to co będziemy robić gdy już zapanujemy nad wirusem. Pośród tysiąca rzeczy, które mogą planować narzeczeni są ich wspaniałe śluby z pięknymi sesjami. Przecież kiedyś jeszcze będzie normalnie.

Jeśli własny ślub nie jest dla Was czymś wyjątkowym, czymś zasługującym na szczególne upamiętnienie – to nie warto. Co innego jeśli uważacie, że ślub bez sesji ślubnej czy narzeczeńskiej to jak rekordowy skok Kamila Stocha bez „Telemarku”. Trzeba tylko dobrego pleneru. Wszędzie można znaleźć wspaniałe plenery z potencjałem. Niezależnie od tego czy decydujecie się na sesję krajową, czy zagraniczną. Osobiście uważam, że należy dążyć do tego by po latach mieć coś estetycznego, coś co przypomni nam i innym ten piękny moment. Taka sesja nie zrujnuje weselnego budżetu a wspomnienia to rzecz bezcenna. Czy zatem warto? Jasne, że warto! Jeśli już, to raczej w innym terminie niż ślub i wesele. Zapytacie pewnie jak się do takiej sesji przygotować? W sieci można znaleźć artykuły na ten temat, ja wybrałem dla Was https://justmarried.com.pl/poradnik-na-udana-sesje-plenerowa/ lub https://www.kozinski-foto.pl/jak-przygotowac-sie-do-sesji-plenerowej/, które uważam za godne uwagi. Po lekturze z pewnością okaże się, że nie taki diabeł straszny. Tu spodziewam się więc odpowiedzi pozytywnej.

Kraj czy zagranica?
Z decyzją co do lokalizacji pewnie nie będzie problemu jeśli weźmiemy pod uwagę aktualne trendy czy modę, ale nade wszystko Wasze preferencje. Ci, którzy nie będą mogli się zdecydować zapewne powiedzą, że w końcu bardziej chodzi o uchwycenie ulotnych momentów, uczuć, spojrzeń czy emocji niż o lokalizację, a cała reszta to jedynie tło.
Nie do końca  tak. To nie jest aż tak proste. Z jednej strony nacisk znajomych, presja rodziny, preferencje osobiste. Z drugiej zaś pogoda, ilość dostępnego czasu, odległości itp. W kraju jest wiele pięknych miejsc na sesje – to nie ulega wątpliwości. Po co więc wyjeżdżać za granicę?

Oto odpowiedź - po egzotyczne klimaty, po piękne światło, które najczęściej jest lepsze niż w rodzimej szerokości geograficznej (jak myślicie dlaczego najpiękniejsze sesje reklamowe realizuje się właśnie tam?). Gdyż ma to kolosalny wpływ na atmosferę zdjęć i ich ładunek emocjonalny. Para zakochanych w sobie ludzi powinna w plenerze czuć się dobrze i swobodnie. I to od razu będzie widoczne na zdjęciach. Na wyjazdach czujemy się z natury rozluźnieni, bardziej zrelaksowani, mamy więcej czasu, jesteśmy z dala od trosk dnia codziennego. Udziela nam się atmosfera miejsca, inaczej wyrażamy emocje, jesteśmy bardziej skłonni do uśmiechu i wyrażania radości. A to widać.
Celowo nie wspominam o kosztach gdyż zakładam, że to już nie stanowi problemu. A więc zagranica.

Jeśli za granicą, to gdzie?
Jak już nadmieniłam możecie ulec trendom. Dzisiaj modna jest Tajlandia, Włochy czy Maroko. Jutro może to być Islandia, Gruzja czy Egipt. Jest dziesiątki atrakcyjnych miejsc dostępnych łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej (kiedy nie ma ograniczeń związanych z czymś tak groźnym jak epidemia). Z tym nie powinno być żadnego problemu.

A może warto pochylić się nad kwestią tego, czy jeśli już tam się wybierzecie na sesję to może połączyć to z wypoczynkiem? A może odwrotnie? Taka podróż poślubna z sesją. Oczywiście, że tak! To w końcu w sposób oczywisty zminimalizuje koszty. Nie musi to oznaczać kolosalnych kosztów ponieważ są fotografowie, którzy podróżują w poszukiwaniu plenerów i przy odrobinie szczęścia można ich tam spotkać. Co oczywiste odpadają wtedy koszty związane z dojazdem i zakwaterowaniem. To okazja! Wystarczy się umówić. Sam w tym roku mam w planie sesje podróżnicze (po zażegnaniu kryzysu związanego z pandemią). Między innymi na wyspie Fuertaventura.

Tak czy inaczej, możliwości jest wiele, liczy się pomysł i pozytywne nastawienie. Jestem fotograficznym freelancerem z dużą ilością wolnych terminów i nieodpartą chęcią podróżowania. Sam ustalam swój grafik tak, aby nie był napięty do granic ludzkiej wydolności. Daje mi to swobodę i poczucie wolności w tym co robię. Poza tym dysponuję sporym doświadczeniem i podróżniczym portfolio – mogę więc podpowiedzieć, czy doradzić gdzie i kiedy.
Kiedyś jeszcze będzie normalnie.
 
Podoba Ci się ?