Na pytanie co jest lepsze, fotografia analogowa czy cyfrowa nie ma odpowiedzi. Tak jak nie ma odpowiedzi na pytanie o wyższość Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy, czy co jest ważniejsze – serce czy rozum. Nie podam więc odpowiedzi na ten temat. Fotografia cyfrowa zdominowała i zrewolucjonizowała nie tylko branżę fotograficzną ale i nasze życie. Świat fotografii analogowej bez pikseli niestety omal nie odszedł do lamusa, już prawie zapomnieliśmy jak wygląda klisza fotograficzna i do czego służy. To smutne. Dla mnie fotografia analogowa to sentyment i nieuchwytny urok nieosiągalny w fotografii cyfrowej. Fotografia analogowa żyje i to nie tylko dlatego, że firmy fotograficzne ciągle produkują materiał światłoczuły. Są bowiem konkretne powody, dla których mimo dominacji cyfry fotografia analogowa przeżywa swój renesans. I o tym jest ten wpis.
Nic nie da się porównać z uczuciami i emocjami towarzyszącymi nam podczas przeglądania starych fotografii, które skrzętnie ukryte w albumach czy pudełkach po butach leżą latami na strychu lub na szafie. Każdemu serce zaczyna bić inaczej, budzą się od dawna nieużywane zakamarki naszej duszy. Na tę chwilę nigdy nie czekamy, ona pojawia się przypadkiem gdy natkniemy się na album lub pudło. Fascynujące jest to, że wtedy nie odkładamy tego albumu czy pudła – zaglądamy tam wiedząc, że oto nadszedł sentymentalnie nieuchwytny moment i zanurzamy się we wspomnienia. Sami często nie wiemy wtedy co w tym jest tak wyjątkowego. Czy da się przeżyć takie chwile przeglądając zdjęcia na ekranie monitora? Odpowiedź jest więcej niż oczywista.
Dzisiaj mamy do dyspozycji obie techniki i dzięki niekwestionowanym zaletom fotografii cyfrowej wybieramy to co każdy ma w kieszeni – telefon komórkowy i pstrykamy. Tak, pstrykamy. Zaraz potem dzielimy się z całym światem swoimi osiągnięciami. Często więcej uwagi poświęcamy na to aby prawidłowo zaadresować i wysłać te zdjęcia, niż na to co tymi zdjęciami zarejestrowaliśmy. To tyle w kwestii emocji z tym związanymi. Rzadko kiedy wracamy to tych dzieł, po prostu biegniemy i pstrykamy dalej. Nie w głowie nam przejmowanie się ekspozycją, ilością miejsca na karcie pamięci, wywoływaniem, odbitkami, powiększeniami. Gatunek ludzki produkuje z zapałem biliony zdjęć na tydzień, które nie mają większej wartości a wszystkie zalegają gdzieś w ogólnodostępnej chmurze internetu. W znakomitej większości przypadków nic za nimi nie stoi, nie wzbudzają żadnych wspomnień czy głębszych emocji. Co innego te czasem bardzo niedoskonałe, przesiąknięte historią, zapachem tamtych lat, pożółknięte kawałki papieru z pudła na strychu. Namacalny dowód zarejestrowany aparatem analogowym, z którego podświadomie nigdy nie będziemy w stanie zrezygnować.
Mój sentyment do fotografii analogowej bierze się z doświadczenia i wiary w jej moc. Wszystko zaczęło się na początku lat 70., kiedy rodzice kupili mi mój pierwszy aparat fotograficzny. To był Druh - prosty, polski aparat fotograficzny na film (błonę zwojową typu 120 z papierem ochronnym o szerokości 60 mm), plastikowy aparat skrzynkowy z wykręcanym tubusem obiektywu, który wywodzi się konstrukcyjnie i wzorniczo z przedwojennego francuskiego aparatu Photax II Blindè zaliczany do stylu wzornictwa Art Déco. Aparat Druh przeżywa obecnie drugą młodość w dobie lomografii. Trzeba wiedzieć, że lomografia (łomografia) –powstały na początku lat 90. XX w. w Wiedniu nurt w fotografii polegający na użyciu starych, tradycyjnych aparatów kompaktowych, przeważnie produkcji radzieckiej. Nazwa nurtu pochodzi od nazwy radzieckiej marki Łomo. Liczebność nurtu ocenia się na 500 000 osób. Zdjęcia tworzone w duchu lomo wyróżniają się dowolną tematyką oraz charakterystyczną estetyką obrazu, wynikającą z niskiej jakości sprzętu fotograficznego. Ruch lomograficzny kieruje się dziesięcioma zasadami:
1. Gdziekolwiek idziesz, weź Lomo ze sobą;
2. Rób zdjęcia o każdej porze dnia i nocy;
3. Lomo stanowi część Twojego życia;
4. „Pstrykaj z biodra”;
5. Fotografuj przedmioty z jak najmniejszej odległości;
6. Nie myśl!;
7. Bądź szybki!;
8. Przed naciśnięciem spustu nigdy nie wiesz, co znajdzie się na zdjęciu;
9. Po naciśnięciu spustu też nie będziesz tego wiedział;
10. Nie przejmuj się zasadami i konwenansami obowiązującymi w tradycyjnej fotografii.
Tak nawiasem mówiąc mam nieodparte wrażenie, że te uniwersalne przykazania obowiązują dzisiaj wszystkich posiadaczy i wyznawców aparatów w komórkach.
Wracając do tematu – zabierałem na wakacje swoje cenne pudełko z cenną rolką filmu i wiedziałem, że tyle musi mi wystarczyć. Zadanie było proste – wycelować i naciskać spust migawki. Ustawień czasu, przysłony, czułości prawie nie było więc rezultaty miały być gwarantowane. Nie do końca. Po wywołaniu kliszy trzeba było wielkiej gimnastyki aby odbitki można było zaakceptować.
Po Druhu miałem jeszcze kilka aparatów produkowanych w bloku wschodnim na „licencjach” zachodnich, na których poznałem tajniki optyki i zasad fotografowania, aparatów które dawały mi nieopisaną radość tworzenia obrazu i ukształtowały moje hobby. Hobby i pasję na całe życie. Wtedy nikomu nie przyszłoby do głowy, że to fotografia analogowa.
Lata doświadczenia analogowego, praca ze światłomierzem, godziny żmudnych zmagań w ciemni z odczynnikami, powiększalnikiem czy suszarką dają mi szeroką perspektywę i prawo do zajmowania stanowiska w sprawie fotografii dziś. W tym kontekście nie mam wątpliwości, że o wiele łatwiej posługiwać się aparatem cyfrowym tym, którzy mają takie doświadczenia. O wiele trudniej jest w drugą stronę.
Zanim kupiłem swoją pierwszą cyfrówkę w 2002 roku przez moje ręce przewinęło się wiele aparatów, z których część wciąż stoi na półce w mojej gablocie. Na moment przesiadki cyfrowej oczekiwałem z niecierpliwością, gdyż już wtedy oczywiste były zalety nowoczesnych rozwiązań. Mogłem wreszcie podejść swobodniej do ilości wykonanych zdjęć – nie musiałem kupować kliszy a na karcie pamięci mieściłem ich o wiele więcej. Nieudane klatki mogłem od razu usunąć zwalniając miejsce w pamięci, efekty były widoczne natychmiast na ekranie LCD czyli nauka i korekta odbywały się błyskawicznie. Co więcej – zdjęcia mogłem szybko i łatwo zarchiwizować i zobaczyć na monitorze. Cały proces stał się bardzo wygodny i szybki. Stałem się panem sytuacji, mogłem teraz wszystko. Mogłem schować swój stary aparat do szuflady. Jednak, patrząc na wykonane zdjęcie, coś nie dawało mi spokoju, coś co powodowało, że pomimo tych niewątpliwych zalet cyfra nie skradła mi wtedy serca. Spodziewałem się lepszych efektów. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie można mieć wszystkiego na raz. Zgodziłbym się, ale wady raczkującej fotografii cyfrowej zaburzały spokojny sen. Wówczas wiara w błyskawiczny postęp technologiczny pozwalała spodziewać się, że choroby wieku dziecięcego zostaną zniwelowane na przestrzeni kilku lat. Minęło 16 lat a fotografia cyfrowa wciąż jest daleka od doskonałości. Owszem postęp jest szokujący ale rodzi się pytanie dlaczego producenci aparatów cyfrowych od jakiegoś czasu zaczęli wbudowywać w swoje produkty rozmaite „presety” imitujące wrażenie fotografii analogowej. Prawdopodobnie zdają sobie sprawę z zalet i uroku fotografii analogowej i z faktu, że trochę czasu musi jeszcze upłynąć zanim fotografia cyfrowa wyprzedzi analogową.
A może już wyprzedziła? Może to się już stało? A może wcale nie o to chodzi?
Odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest łatwa. Najpierw należałoby zdefiniować granicę. Przedsięwzięcie omal niewykonalne.
Aby zapewnić fotografii analogowej przeżycie należy pielęgnować jej tradycje i nieodparty urok. Ktoś mógłby powiedzieć, że dziś nie sposób odróżnić zdjęcia cyfrowego od analogowego. Znajdą się zapewne tacy, którzy stanowczo staną po stronie cyfrówki. Być może, ale ja i tak wciąż będę oferował usługi cyfrowe i analogowe, te drugie jednak tylko w zakresie ograniczonym do krótkich sesji plenerowych czy narzeczeńskich. Taki ekskluzywny dodatek. I do tego serdecznie zachęcam, bowiem nie ma alternatywy dla fotografii analogowej. Jeden rodzaj fotografii nie wyklucza bowiem tego drugiego – dla mnie to dwa różne światy, które mogą funkcjonować równolegle bez potrzeby rywalizacji.
Jeśli masz dylemat który rodzaj fotografii wybrać być może rozwieję Twoje wątpliwości. Zapraszam wkrótce.
Nic nie da się porównać z uczuciami i emocjami towarzyszącymi nam podczas przeglądania starych fotografii, które skrzętnie ukryte w albumach czy pudełkach po butach leżą latami na strychu lub na szafie. Każdemu serce zaczyna bić inaczej, budzą się od dawna nieużywane zakamarki naszej duszy. Na tę chwilę nigdy nie czekamy, ona pojawia się przypadkiem gdy natkniemy się na album lub pudło. Fascynujące jest to, że wtedy nie odkładamy tego albumu czy pudła – zaglądamy tam wiedząc, że oto nadszedł sentymentalnie nieuchwytny moment i zanurzamy się we wspomnienia. Sami często nie wiemy wtedy co w tym jest tak wyjątkowego. Czy da się przeżyć takie chwile przeglądając zdjęcia na ekranie monitora? Odpowiedź jest więcej niż oczywista.
Dzisiaj mamy do dyspozycji obie techniki i dzięki niekwestionowanym zaletom fotografii cyfrowej wybieramy to co każdy ma w kieszeni – telefon komórkowy i pstrykamy. Tak, pstrykamy. Zaraz potem dzielimy się z całym światem swoimi osiągnięciami. Często więcej uwagi poświęcamy na to aby prawidłowo zaadresować i wysłać te zdjęcia, niż na to co tymi zdjęciami zarejestrowaliśmy. To tyle w kwestii emocji z tym związanymi. Rzadko kiedy wracamy to tych dzieł, po prostu biegniemy i pstrykamy dalej. Nie w głowie nam przejmowanie się ekspozycją, ilością miejsca na karcie pamięci, wywoływaniem, odbitkami, powiększeniami. Gatunek ludzki produkuje z zapałem biliony zdjęć na tydzień, które nie mają większej wartości a wszystkie zalegają gdzieś w ogólnodostępnej chmurze internetu. W znakomitej większości przypadków nic za nimi nie stoi, nie wzbudzają żadnych wspomnień czy głębszych emocji. Co innego te czasem bardzo niedoskonałe, przesiąknięte historią, zapachem tamtych lat, pożółknięte kawałki papieru z pudła na strychu. Namacalny dowód zarejestrowany aparatem analogowym, z którego podświadomie nigdy nie będziemy w stanie zrezygnować.
Mój sentyment do fotografii analogowej bierze się z doświadczenia i wiary w jej moc. Wszystko zaczęło się na początku lat 70., kiedy rodzice kupili mi mój pierwszy aparat fotograficzny. To był Druh - prosty, polski aparat fotograficzny na film (błonę zwojową typu 120 z papierem ochronnym o szerokości 60 mm), plastikowy aparat skrzynkowy z wykręcanym tubusem obiektywu, który wywodzi się konstrukcyjnie i wzorniczo z przedwojennego francuskiego aparatu Photax II Blindè zaliczany do stylu wzornictwa Art Déco. Aparat Druh przeżywa obecnie drugą młodość w dobie lomografii. Trzeba wiedzieć, że lomografia (łomografia) –powstały na początku lat 90. XX w. w Wiedniu nurt w fotografii polegający na użyciu starych, tradycyjnych aparatów kompaktowych, przeważnie produkcji radzieckiej. Nazwa nurtu pochodzi od nazwy radzieckiej marki Łomo. Liczebność nurtu ocenia się na 500 000 osób. Zdjęcia tworzone w duchu lomo wyróżniają się dowolną tematyką oraz charakterystyczną estetyką obrazu, wynikającą z niskiej jakości sprzętu fotograficznego. Ruch lomograficzny kieruje się dziesięcioma zasadami:
1. Gdziekolwiek idziesz, weź Lomo ze sobą;
2. Rób zdjęcia o każdej porze dnia i nocy;
3. Lomo stanowi część Twojego życia;
4. „Pstrykaj z biodra”;
5. Fotografuj przedmioty z jak najmniejszej odległości;
6. Nie myśl!;
7. Bądź szybki!;
8. Przed naciśnięciem spustu nigdy nie wiesz, co znajdzie się na zdjęciu;
9. Po naciśnięciu spustu też nie będziesz tego wiedział;
10. Nie przejmuj się zasadami i konwenansami obowiązującymi w tradycyjnej fotografii.
Tak nawiasem mówiąc mam nieodparte wrażenie, że te uniwersalne przykazania obowiązują dzisiaj wszystkich posiadaczy i wyznawców aparatów w komórkach.
Wracając do tematu – zabierałem na wakacje swoje cenne pudełko z cenną rolką filmu i wiedziałem, że tyle musi mi wystarczyć. Zadanie było proste – wycelować i naciskać spust migawki. Ustawień czasu, przysłony, czułości prawie nie było więc rezultaty miały być gwarantowane. Nie do końca. Po wywołaniu kliszy trzeba było wielkiej gimnastyki aby odbitki można było zaakceptować.
Po Druhu miałem jeszcze kilka aparatów produkowanych w bloku wschodnim na „licencjach” zachodnich, na których poznałem tajniki optyki i zasad fotografowania, aparatów które dawały mi nieopisaną radość tworzenia obrazu i ukształtowały moje hobby. Hobby i pasję na całe życie. Wtedy nikomu nie przyszłoby do głowy, że to fotografia analogowa.
Lata doświadczenia analogowego, praca ze światłomierzem, godziny żmudnych zmagań w ciemni z odczynnikami, powiększalnikiem czy suszarką dają mi szeroką perspektywę i prawo do zajmowania stanowiska w sprawie fotografii dziś. W tym kontekście nie mam wątpliwości, że o wiele łatwiej posługiwać się aparatem cyfrowym tym, którzy mają takie doświadczenia. O wiele trudniej jest w drugą stronę.
Zanim kupiłem swoją pierwszą cyfrówkę w 2002 roku przez moje ręce przewinęło się wiele aparatów, z których część wciąż stoi na półce w mojej gablocie. Na moment przesiadki cyfrowej oczekiwałem z niecierpliwością, gdyż już wtedy oczywiste były zalety nowoczesnych rozwiązań. Mogłem wreszcie podejść swobodniej do ilości wykonanych zdjęć – nie musiałem kupować kliszy a na karcie pamięci mieściłem ich o wiele więcej. Nieudane klatki mogłem od razu usunąć zwalniając miejsce w pamięci, efekty były widoczne natychmiast na ekranie LCD czyli nauka i korekta odbywały się błyskawicznie. Co więcej – zdjęcia mogłem szybko i łatwo zarchiwizować i zobaczyć na monitorze. Cały proces stał się bardzo wygodny i szybki. Stałem się panem sytuacji, mogłem teraz wszystko. Mogłem schować swój stary aparat do szuflady. Jednak, patrząc na wykonane zdjęcie, coś nie dawało mi spokoju, coś co powodowało, że pomimo tych niewątpliwych zalet cyfra nie skradła mi wtedy serca. Spodziewałem się lepszych efektów. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie można mieć wszystkiego na raz. Zgodziłbym się, ale wady raczkującej fotografii cyfrowej zaburzały spokojny sen. Wówczas wiara w błyskawiczny postęp technologiczny pozwalała spodziewać się, że choroby wieku dziecięcego zostaną zniwelowane na przestrzeni kilku lat. Minęło 16 lat a fotografia cyfrowa wciąż jest daleka od doskonałości. Owszem postęp jest szokujący ale rodzi się pytanie dlaczego producenci aparatów cyfrowych od jakiegoś czasu zaczęli wbudowywać w swoje produkty rozmaite „presety” imitujące wrażenie fotografii analogowej. Prawdopodobnie zdają sobie sprawę z zalet i uroku fotografii analogowej i z faktu, że trochę czasu musi jeszcze upłynąć zanim fotografia cyfrowa wyprzedzi analogową.
A może już wyprzedziła? Może to się już stało? A może wcale nie o to chodzi?
Odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest łatwa. Najpierw należałoby zdefiniować granicę. Przedsięwzięcie omal niewykonalne.
Aby zapewnić fotografii analogowej przeżycie należy pielęgnować jej tradycje i nieodparty urok. Ktoś mógłby powiedzieć, że dziś nie sposób odróżnić zdjęcia cyfrowego od analogowego. Znajdą się zapewne tacy, którzy stanowczo staną po stronie cyfrówki. Być może, ale ja i tak wciąż będę oferował usługi cyfrowe i analogowe, te drugie jednak tylko w zakresie ograniczonym do krótkich sesji plenerowych czy narzeczeńskich. Taki ekskluzywny dodatek. I do tego serdecznie zachęcam, bowiem nie ma alternatywy dla fotografii analogowej. Jeden rodzaj fotografii nie wyklucza bowiem tego drugiego – dla mnie to dwa różne światy, które mogą funkcjonować równolegle bez potrzeby rywalizacji.
Jeśli masz dylemat który rodzaj fotografii wybrać być może rozwieję Twoje wątpliwości. Zapraszam wkrótce.