Myślę, że wielu twierdzi, iż gra w fotografii nie toczy się do jednej bramki. Ponieważ cyfrówka to olbrzymi goryl nie ma więcej miejsca na kliszę. To tak jakby do zrobienia było x zdjęć i fotografia analogowa nie miała szans w świecie zdominowanym cyfrowo.
Stworzyliśmy konkurencję, która nie istnieje. Nie ma czegoś takiego jak analog kontra cyfra. Są tylko fotografowie robiący zdjęcia.
Czy w czasie gdy pojawiła się grafika cyfrowa malowanie na płótnie odeszło w niepamięć? Nie. Czy gdy pojawiły się motorówki przestano używać łodzi wiosłowych? Nie. Czy ktoś zastrzelił swojego konia gdy pojawiły się samochody? Być może? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. Ludzie wciąż malują bo to uwielbiają. Ludzie wciąż oddają się błogiemu wiosłowaniu po jeziorze bo fajnie się wtedy czują. Ludzie jeżdżą konno bo … cóż, nie mam pojęcia.
Wiem, że znajdą się złośliwcy, którzy będą nabijać się z wyborów innych, niezależnie od tego czy postawią na analog czy cyfrówkę. Nie sądzę jednak aby był to słuszny spór. Niektóre rzeczy wychodzą lepiej jednemu, a inne drugiemu.
Gdy pracuję i stoi nade mną szef, masz rację (psia krew!) – używam wtedy cyfrówki. Wszystko biegnie lżej, wydajniej, komunikacja z szefem jest lepsza gdy jestem przykuty do komputera. Jeśli fotografuję dla siebie, zwykle używam analoga z powodów opisanych powyżej ale też dlatego, że wolę większy format a nie stać mnie na prawdziwy średni format w cyfrze. A co z dużym formatem? Nie ma mowy. Nie ma cyfrówki, która mogłaby się równać z czymś takim. Całe piękno tego, że nie czuję się związany bardziej z fotografią cyfrową czy analogową polega na tym, że wtedy nie mam zobowiązań wobec „zespołu”.
Czemu nie posiadać w skrzynce narzędzi, które pasują do konkretnej sytuacji? Po prostu należy robić to co cieszy i zapomnieć o metkach. Im bardziej otwierasz się na różne formy sztuki i ich aspekty, tym bardziej stajesz się wszechstronny.
Jesteśmy od robienia zdjęć a nie wymachiwania flagami.
Stworzyliśmy konkurencję, która nie istnieje. Nie ma czegoś takiego jak analog kontra cyfra. Są tylko fotografowie robiący zdjęcia.
Czy w czasie gdy pojawiła się grafika cyfrowa malowanie na płótnie odeszło w niepamięć? Nie. Czy gdy pojawiły się motorówki przestano używać łodzi wiosłowych? Nie. Czy ktoś zastrzelił swojego konia gdy pojawiły się samochody? Być może? Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie. Ludzie wciąż malują bo to uwielbiają. Ludzie wciąż oddają się błogiemu wiosłowaniu po jeziorze bo fajnie się wtedy czują. Ludzie jeżdżą konno bo … cóż, nie mam pojęcia.
Wiem, że znajdą się złośliwcy, którzy będą nabijać się z wyborów innych, niezależnie od tego czy postawią na analog czy cyfrówkę. Nie sądzę jednak aby był to słuszny spór. Niektóre rzeczy wychodzą lepiej jednemu, a inne drugiemu.
Gdy pracuję i stoi nade mną szef, masz rację (psia krew!) – używam wtedy cyfrówki. Wszystko biegnie lżej, wydajniej, komunikacja z szefem jest lepsza gdy jestem przykuty do komputera. Jeśli fotografuję dla siebie, zwykle używam analoga z powodów opisanych powyżej ale też dlatego, że wolę większy format a nie stać mnie na prawdziwy średni format w cyfrze. A co z dużym formatem? Nie ma mowy. Nie ma cyfrówki, która mogłaby się równać z czymś takim. Całe piękno tego, że nie czuję się związany bardziej z fotografią cyfrową czy analogową polega na tym, że wtedy nie mam zobowiązań wobec „zespołu”.
Czemu nie posiadać w skrzynce narzędzi, które pasują do konkretnej sytuacji? Po prostu należy robić to co cieszy i zapomnieć o metkach. Im bardziej otwierasz się na różne formy sztuki i ich aspekty, tym bardziej stajesz się wszechstronny.
Jesteśmy od robienia zdjęć a nie wymachiwania flagami.