Fotokast - emocje poziom wyżej

Czy potrzebujemy emocji?  Czy potrzebujemy mocnych emocji?  Czy lubimy się wzruszać?
Co za pytanie – sprawa oczywista! Nie wszyscy się z tym zgodzą. Każdy jednak potrzebuje tego jak tlenu, jak słońca. Ile razy w naszym życiu mamy szansę na prawdziwe emocje czy wzruszenia? Statystycznie kilka razy, czyli niezbyt często. Niezbyt często więc możemy przeżyć coś co wyciska prawdziwe łzy, sprawia, że nie dajemy rady ich pohamować. Wtedy naprawdę jesteśmy ludźmi. Pozostańmy przy części optymistycznej – ślub, nasz czy naszego dziecka, narodziny nowego życia. Taka chwila wydobywa z nas prawdziwe człowieczeństwo i warta jest wszystkiego, a na pewno oprawy i upamiętnienia. I tu też pewnie znajdą się oponenci tak postawionej tezy. Emocje są jednakowoż największe kiedy pochodzą od możliwie największej liczby naszych zmysłów. Oglądając zdjęcia zatrudniamy jedynie zmysł wzroku – dwadzieścia procent możliwości człowieka. Tylko dwadzieścia procent! I tak często tylko te dwadzieścia procent wystarcza, aby wzbudzić szlachetne wzruszenie.

Aby to wzmocnić dodałbym kolejne dwadzieścia procent i to łatwo. Dźwięk, muzyka to coś co daje takie możliwości. Tak naprawdę właśnie muzyka jest pierwotną przyczyną większości naszych wzruszeń. To z nią kojarzymy ważne chwile w naszym życiu, pierwsze miłości, pierwsze tańce, pierwsze pocałunki, porażki i sukcesy. Bierze się to stąd, że bodźce dźwiękowe serwowane prze radio, telewizję czy inne mass media docierają do nas mimo woli. Muzyka jest wszechobecna na co dzień i towarzyszy nam wszędzie w przeciwieństwie do zdjęć. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak często o powodzeniu tego czy innego filmu w show-biznesie decyduje to jaką został on opatrzony ścieżką dźwiękową. Skomponowanie i dostosowanie do filmu odpowiedniej muzyki jest skomplikowaną sztuką i odgrywa kolosalną rolę. Zaryzykuję więc twierdzenie, że sprawą wtórną jest obraz. Rozwiązaniem jest tu umiejętne połączenie tych dwóch bodźców, a fotokast daje takie możliwości.

Ktoś może zarzucić mi promowanie własnej działalności. Nie widzę nic złego w umiejętnym marketingu. Tyle, że chodzi tu o coś innego – o to aby dostrzec niewątpliwe zalety fotokastu jako czegoś co dodaje wartości i pomaga lepiej oddać emocje. Tak uważam i nie mam wątpliwości, że dobrze „skrojony” fotokast powinien stać się równie istotny co odbitki w ładnym albumie lub fotoksiążka. Fotokast w przeciwieństwie do albumu czy fotoksiążki można mieć zawsze przy sobie na przykład w telefonie i nie jest skomplikowany w prezentacji. Jednak aby w pełni wykorzystać jego zalety należałoby oglądać taki pokaz na odpowiednio dużym ekranie z podłączonym do niego odpowiedniej jakości sprzętem audio. Uwierzcie mi - robi to ogromną różnicę.
Podoba Ci się ?